27 lutego br. przypada 80. rocznica urodzin nieżyjącego już Sir Rogera Scrutona, wybitnego brytyjskiego myśliciela, klasyka konserwatyzmu, przyjaciela Polski i Polaków; człowieka wielu talentów: filozof i publicysta, znawca architektury i powieściopisarz, a także twórca dwóch oper. W czasach komunistycznych wspierał opozycję demokratyczną w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, za co w 2016 roku został odznaczony medalem „Odwaga i Wiarygodność” podczas Kongresu Polska Wielki Projekt, a w 2019 r. otrzymał z rąk prezydenta Andrzeja Dudy Order Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Roger Scruton kilkukrotnie odwiedził Polskę, w tym Przemyśl, stając się także intelektualnym mentorem tutejszego środowiska opozycyjnego lat 80.
Roger Scruton po otrzymaniu nagrody im. Lecha Kaczyńskiego „Odwaga i Wiarygodność”
W niedzielę, 12 czerwca 2016 roku, w trakcie kolejnej edycji Kongresu „Polska Wielki Projekt” (tym razem w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych), marszałek Sejmu RP, Marek Kuchciński, w obecności przewodniczącego Kapituły medalu, Zdzisława Krasnodębskiego oraz prezydenta RP, Andrzeja Dudy, odznaczył wybitnego brytyjskiego filozofa konserwatywnego, Rogera Scrutona, medalem „Odwaga i Wiarygodność”. Roger Scruton urodził się 27.02.1944 r., w Buslingthorpe w Wielkiej Brytanii, zmarł 12.01.2020 r., w Brinkworth w Wielkiej Brytanii.
W latach 80-tych Roger Scruton zaangażował się w popieranie działaczy antykomunistycznych szczególnie w Polsce, ale też w Czechosłowacji i na Węgrzech. Założył „Jagiellonian Trust” i razem z grupą przyjaciół wspomagał antykomunistycznych działaczy w tych krajach w różny sposób, głównie poprzez wysyłanie konspiracyjnych wykładowców, jak również (nielegalnymi kanałami) potrzebnego sprzętu, zwłaszcza powielaczy oraz publikacji przybliżających idee demokracji i konserwatyzmu. Kilkakrotnie sam w latach 80-tych spotykał się w Polsce z opozycjonistami, niosąc nadzieję zwycięstwa demokracji i wolności w walce z komunistycznym totalitaryzmem. Przed uroczystością odznaczenia, w ramach panelu, Roger Scruton tak wspominał tę działalność (fragment):
„…Zaangażowałem się w tę polską kulturę opozycyjną bezpośrednio pod wpływem odwiedzenia Polski w 1979 roku, zaraz po wizycie papieża Jana Pawła II w jego ojczyźnie. Byłem pod wielkim wrażeniem tej atmosfery w Polsce – ogromne napięcia, strach, a jednocześnie wszędzie małe nasiona nadziei. Pomyślałem więc, że skoro są tu nasiona nadziei, to powinienem próbować je podlać, tak żeby pozwolić im rosnąć. Po wizycie w Polsce pojechałem do Czechosłowacji aby dać prywatne seminarium osobom, które nie były w stanie dłużej nauczać na uniwersytecie oraz dla gromadzących się wokół nich młodych ludzi, którzy nie byli w stanie studiować na uniwersytecie ze względu na niewłaściwy status społeczny. I razem z kilkoma przyjaciółmi postanowiliśmy pomóc tym ludziom, to znaczy wysłać im to, co potrzebowali, jak również osoby wizytujące, aby przekazać wiadomość, że nie zapomnieliśmy o nich. Było to niełatwe, bo bardzo trudno było pozyskać do współpracy moich kolegów na uniwersytetach, bo oni wszyscy mieli lewicowe poglądy i nie sądzili, że byłoby mądre naruszanie balansu zapewniającego Europie pokój, sowiecki pokój, który oni chcieliby narzucić także Wielkiej Brytanii. Było więc bardzo trudno kontynuować to przedsięwzięcie (w Wielkiej Brytanii), ale – jak odkryłem – dużo łatwiej, do pewnego stopnia, było tutaj (w Polsce). W trakcie wizyty udałem się do Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, tego ostatniego niezależnego uniwersytetu we wschodniej Europie, i w istocie jedynego intelektualnie niezależnego uniwersytetu w Europie. To było jedyne miejsce w Europie, gdzie mogłeś mówić w sposób całkowicie wolny o idei konserwatyzmu. Spotkałem tam tego młodego wykładowcę, Marka Matraszka, który, przybywszy z Anglii, spędził tam rok i szukał wokół siebie innych angielskich antykomunistów. A więc przedstawiłem mu się jako wizytujący antykomunista szukający rekrutów. A on mi mówi: tu jest jeden, oferując siebie z poświęceniem. No więc świetnie, mogłem tworzyć zespół. Wróciwszy do Anglii, znalazłem jeszcze kilka osób: Jessica była zdecydowaną oponentką komunizmu przez całe swoje życie i chciała przyłączyć się i pomagać. Tak samo jak i Caroline Fox i Agnieszka Kołakowska, której wiarygodność nie musi być wyjaśniana w tym kraju. Tak więc, stworzyliśmy niewielki Trust, żeby zebrać pieniądze w celu wysyłania ludzi z wizytami do osób poznanych tutaj i sympatyzujących (z naszymi poglądami). Chodziło o wysyłanie ich do miejsc, w których działy się jakieś (antykomunistyczne) akcje, i o dostarczanie tam rzeczy, które były potrzebne dla kontynuowania tych akcji, a więc: książki, dyskusje, idee, materiały do podziemnych wydawnictw, trochę pieniędzy (choć my nie mieliśmy ich dużo), no i w ogólności brytyjskie poczucie współpracy, będące czymś najbardziej wartościowym, co nasz kraj ma. W każdej krytycznej potrzebie, przynajmniej Anglicy, ale myślę, że do pewnego stopnia także i Szkoci, współpracują ze sobą, formują małe społeczności i przedsięwzięcia, próbując rozwiązać problem. To jest rzecz najbardziej wartościowa, jaką mamy, i to jest powód, dlaczego wciąż jesteśmy krajem niepodległym – albo niedługo, za niewiele dni, będziemy. (śmiech na sali) I ta wartość jest bardzo cenna dla Polski, gdzie macie wszystkie moralne wartości, odwagę, uczciwość, ale trzeba chronić jedno – zdolność do współpracy. Myśmy stworzyli małą społeczność opozycyjna wobec komunistycznej ortodoksji – poprzez świat intelektualny i poprzez małe związki – poza uniwersytetami – ludzi zainteresowanych kulturą i historią ich kraju. Mieliśmy duże szczęście poznając wówczas Marka Kuchcińskiego, który jest teraz – miło mi to powiedzieć – marszałkiem polskiego Sejmu, a który wtedy zaprosił nas do Przemyśla, pięknego i starego środkowoeuropejskiego miasta, będącego ośrodkiem własnej, lokalnej kultury. I poprzez niego zaczęliśmy tworzyć siec kontaktów, które dla nas były bardzo wartościowe.
Myślę, że nie możemy, niestety zresztą, przypisywać sobie zasługi pokonania komunistów, bo to wymagało masowego ruchu społecznego. I wy mieliście w tym okresie masowy ruch społeczny, „Solidarność”, który był niezwykłym wydarzeniem, i jestem szczęśliwy, że przeżyłem to wyjątkowe wydarzenie. To była pierwsza w historii, autentyczna masowa rewolucja klasy pracującej. To była rebelia przeciwko socjalizmowi, a nie za socjalizm, i to jest znamienne zaprzeczenie teorii marksizmu. My wszyscy patrzyliśmy na to, co się wydarzyło, z podziwem i zachwytem, bo to zmieniło świat. Oczywiście, wszystko co wydarza się w Polsce, pozostaje w Polsce kontrowersyjne, ale wszędzie indziej to kontrowersyjnym nie jest. Jesteśmy szczęśliwi, że istniała „Solidarność” i że zrobiła, co zrobiła. Sądzimy, że zmieniła historię bardziej całkowicie, aniżeli wcześniej uczyniła to partia komunistyczna.(…)”
W swoim przemówieniu, po dekoracji medalem „Odwaga i Wiarygodność”, Roger Scruton w szczególny sposób wspominał swoje spotkania na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim oraz w Przemyślu:
„-(…)Ze wszystkich miejsc, w których nawiązałem przyjaźnie w ciągu tych trudnych lat, dwa z nich jawią mi się jako symbol polskiego ruchu oporu przeciwko komunizmowi: Katolicki Uniwersytet Lubelski, który zachował swoją intelektualną autonomię w okresie lat komunizmu, oraz Przemyśl, miasto w południowo-wschodniej Polsce, które było w centrum wielu konfliktów i gdzie coś pozostało ze starego społecznego ducha. Już wówczas istniała w Przemyślu grupa dyskusyjna poświęcona ideom filozoficznym i politycznym. Nasze wizyty były tam entuzjastycznie witane przez uczestników. Nawiązaliśmy tam kontakty z artystami, z autorami podziemnych wydawnictw i wkrótce zorientowaliśmy się, że Przemyśl był miejscem, które chciało pozostać sobą mimo ponurej rzeczywistości komunistycznej. W szczególności Marek Kuchciński odgrywał ważną rolę w kształtowaniu w Przemyślu autentycznego społeczeństwa obywatelskiego. Tak jak wielu młodych Polaków jego pokolenia, widział ekonomię wolnego rynku i kulturalny konserwatyzm jako nieodłączne części tej samej transformacji (systemowej), zdolnej wrócić Polskę ku jej historii i przywrócić jej tożsamość narodową. Ludzie, którzy uczestniczyli w naszych rozmowach, wywodzili się z różnych sfer życia, ale jednoczyła ich duma swego miasta i opór przeciwko reżimowi, który skradł im je. Szczególnie nagradzającym dla nas było to, że mogliśmy zobaczyć różnicę, jaką mogliśmy zrobić dla małego miasta, które nie było ważnym dla zachodnich dziennikarzy, ale które zrobiło większy pożytek z naszej idei (dosł. linii życia) , aniżeli jakiekolwiek wielkie miasto. W takim prowincjonalnym mieście, jak Przemyśl, gdzie ludzie żyli zaprzeczając oficjalnemu rozróżnieniu pomiędzy szeptami prywatnego życia, a nakazami życia publicznego. Ulice były ożywione i radosne nawet w godzinach nocnych. Mogłeś chodzić po nich, tak jak w Londynie, rozmawiając swobodnie z przyjaciółmi, albo stać i oczekiwać na kogoś, bez zwracania na siebie uwagi jakichś umundurowanych postaci. Zupełnie inaczej niż w Warszawie, gdzie wszędzie były patrole milicyjne gotowe w każdej chwili kontrolować aktywność przechodniów. Było to szczególnie dokuczliwe w nocy.(…)”